niedziela, 27 grudnia 2015

Rozdział 9

Obudziłam się w jakimś pokoju. Jasne ściany były pokryte tapetą w kwiatki. Łóżko stało na środku pokoju. Po jego lewej stronie znajdowała się mała szafka a na niej lampka a pod ścianą stała szafa. Pod oknem stało biurko a obok niego połka na książki. Wstałam z łóżka i podeszłam do drzwi. Zamknięte. Spojrzałam na okno. Podeszłam  do niego i wyjrzałam. Za wysoko. Wróciłam do drzwi. Bezskutecznie próbowałam je otworzyć. Kopnęłam w nie. Oparłam się czołem i zaczęłam walić pięścią. Gdzie ja kurwa jestem?? Usiadłam na podłodze a łzy same zaczęły spływać mi z oczu. Liam, gdzie jesteś? Ktoś przekręcił klucz w drzwiach. Zamarłam gdy zobaczyłam Booth’a.
-To Ty
-A spodziewałaś się świętego Mikołaja
-Wypuść mnie
-Nie ma mowy. Za bardzo się stęskniłem-złapał mnie za włosy, co zmusiło mnie do wstania. Rzucił mnie na łóżko i przywiązał do niego. Nie miałam siły się bronić, bo i tak wiedziałam, że to nic nie pomoże. Rozebrał mnie a po chwili sam już był nagi
~*~
Obudziłam się gdy za oknem było już ciemno. Po tym jak skończył odwiązał mnie i wyszedł a ja przykryłam się i dalej płakałam. Chyba ze zmęczenia usnęłam. Mój koszmar wrócił. On wrócił. Dlaczego? Myślałam, że ułożę sobie życie z Liamem. Myślałam, że będziemy wiecznie żyć. Aż tu nagle czar prysł. Zrzuciłam lampkę z szafki, tak żeby żarówka się zbiła. Podniosłam większy kawałek szkła. Odkryłam uda i przyjechałam raz. Lekko syknęłam. Przejechałam drugi raz po nodze, potem trzeci i czwarty a potem nie miałam już siły nawet no to. Moje powieki były ciężkie. Same się zamykały a mimo to łzy ciągle spływały mi po policzkach. Krew z ran spływała na prześcieradło. Chwilę wpatrywałam się w plamę krwi, która z każdą kroplą robiła się coraz większa. Schowałam szkło pod poduszkę a sama się ubrałam i podeszłam do drzwi, mając nadzieję, że ich nie zamknął. Niestety moja nadzieja zgasła gdy pociągnęłam za klamkę a drzwi okazały się być zamknięte
*Oczami Liama*

Siedziałem z Laurą i oglądałem jakiś film, ale ciągle myślałem o Rose
-Liam-usłyszałem jej krzyk. Wybiegłem z domu. Jakiś facet w kominiarce trzymał ją przykładając gazik do ust, po czym wciągnął ją do samochodu. Pobiegłem w tamtą stronę, ale samochód odjechał. Zadzwoniłem do Zayna i Louis’ego, żeby przyjechali. Wróciłem do domu
-Co się stało tatusiu?
-Nic skarbie. Nic.-przytuliłem ją. Do domu wszedł Malik, Tomlinson i Edwards
-Co się stało?-spytał Malik
-Rose została porwana
-Nie. Powiedz, że żartujesz. Proszę. Liam powiedz to. Błagam-krzyk Perrie zamienił się w płacz
-Przepraszam to moja wina. Nie wiesz, kto mógł ją porwać
-Nie mam pojęcia
-A wiesz, kto jeździ czarną terenówką
-Booth
-Te co?
-Tak to on
-Nie wierzę. To nie może być prawda-czemu jej nie uchroniłem. Nie dotrzymałem jednego słowa. Bardzo ważnego słowa. Zraniłem ją
-Co teraz –spytał Zayn
-Trzeba zadzwonić na policję-odpowiedziała Perrie
-Policja będzie jej szukać pół roku. Trzeba wymyślić coś innego. Może pojechać to tego domu dziecka, w który się wychowała Rose- zaproponował Tomlinson po czym spojrzał na Laurę, która stała obok mnie
-Laura moja córka. I uważam, że to jest dobry pomysł
-Okay to jedziemy
-Perrie mam do Ciebie prośbę. Mogłabyś zostać z Laurą
-Dobrze-mała mnie przytuliła. Schowałem telefon i kluczyki do kieszeni. Miałem już wychodzić, ale zatrzymała mnie Perrie
-Liam proszę znajdź ją
-Zrobię wszystko co w mojej mocy-wyszedłem i wsiadłem do samochodu. Pojechaliśmy do domu dziecka, w którym wychowała się Rose. Po jakiś dwudziestu minutach zaparkowałam i nie czekając na resztę wszedłem do środka. Od razu poznałem starszą kobietę
-Musimy porozmawiać. Chodzi o Rose
-Dobrze. Chodź za mną-poszedłem za nią. Weszliśmy do jakiegoś pomieszczenia.-Co się stało?
-Booth ją porwał
-Jak ją porwał? Nie rozumiem
-Normalnie. ROse została porwana z przed mojego domu. Perrie powiedziała mi, że samochód do którego ją wciągnęli należy do niego. Musi mi Pani podać jego adres, numer, cokolwiek
-Wiem, że ma dom gdzieś na niedaleko Londynu. Ale nie wiem gdzie dokładniej. Komórka też nie odpowiada, bo od paru dni próbowałam się z nim skontaktować.
-Dobrze. Jeżeli by się odezwał albo pojawił. Proszę do mnie zadzwonić. Tu jest mój numer.-podałem kobiecie kartkę z moim numerem telefonu
-Oczywiście
-Do widzenia
-Do wiedzenia-poszedłem od razu do samochodu. Te wszystkie dzieci były uśmiechnięte mimo tego gdzie były. Pomyśleć, że moja Laura tu mogła być. Nie dopuściłbym do tego
-Nie ma z nim żadnego kontaktu.
-Co teraz?
-Jedziemy do domu. Tam coś się wymyśli-wsiedliśmy do samochodów i pojechaliśmy do mnie. Perrie siedziała na kanapie uśmiechając się do Laury, mimo to w jej oczach były łzy. Zayn usiadł obok niej i ją przytulił. Ja poszedłem do swojego pokoju powstrzymując łzy. Gdzie jest moja Rose? Co mam teraz zrobić? Gdzie jej szukać? Do pokoju weszła Laura. Usiadła obok mnie a ja przytuliłem ją
-Nie płacz Tato. Rose wróci-pocałowałem ją w czubek głowy
-Skarbie, po kim Ty jesteś taka mądra

sobota, 5 grudnia 2015

Post informacyjny

Na początku przepraszam z całego serca. Jest mi cholernie przykro, że was zawiodłam.
Sześć blogów przy trzeciej klasie gimnazjum to nie lada wyzwanie, ale nie, niczego nie zawieszam, nie usuwam. Tylko proszę zrozumcie mnie.
Kiedyś już to napisałam, nie wiedząc, że to jest cytat Skayfallgirl (po prostu ktoś mi go powiedział i zapamiętałam), więc teraz znowu go zacytują "Kiedy piszę, piszę dla siebie. Kiedy publikuję, publikuję dla was".
Dlatego proszę piszcie komentarze pod rozdziałami. Wystarczy typu "Fajny rozdział" ale jeśli wam się coś nie podoba, coś źle napisałam napiszcie to. Jestem amatorkom, która popełnia błędy. Wszystkie komentarze są dla mnie motywacją. Proszę, bo jeśli nie to chyba nie ma sensu moje dalsze pisanie
Postaram się dzisiaj coś wstawić, ale niczego nie obiecuję

sobota, 21 listopada 2015

Rozdział 8

Obudziłam się wtulona w Liama. Głaskał mnie po plecach. Spojrzałam na niego. Musnął moje usta. Uśmiechnęłam się. Leżeliśmy twarzami do siebie
-Jak się spało?-spytał
-Bardzo dobrze
-To się cieszę-pocałowałam go. Przekręcił mnie tak, że leżałam na plecach a on był nade mną. Pocałował mnie. Do pokoju wszedł Zayn
-Oo przepraszam-wyszedł. Liam wstał z łóżka i zaczął się ubierać. Spojrzał na mnie
-Wstawaj mamy gości
-Nie mamy tylko Ty masz. To twój dom ja tu nocowałam
-Wstaniesz sama czy mam Ci pomoc
-Nie zamierzam wstać-założyłam ręce na piersi. Ściągnął mnie z łóżka tak, że wylądowałam na podłodze. Przerzucił mnie przez ramię i zaniósł na dół. Postawił mnie na dywanie a ja poprawiłam jego koszulkę, w której spałam. Na kanapie siedział Louis i Zayn a na fotelu Perrie. Uśmiechnęłam się do niej i usiadłam jej na kolanach
-Za Tobą tęskniłam, ale za tym, że siadasz mi ciągle na kolanach to nie za bardzo
-Sugerujesz, że jestem ciężka
-Nawet bym nie śmiała
-Zołza-blondynka cmoknęła mnie w policzek
-Widzicie mówiłem, że pomiędzy Rose i Liamem szykuję się romans
-Żaden romans Tomlinson. A Ty gdzie zgubiłeś swoją narzeczoną?
-Wyjechała do rodziny-Louis gdy to mówił posmutniał
-Czy mi się wydaję czy oni się rozstali?-Perrie szepnęłam mi na ucho
-Mi też się tak wydaję. Louis. Chodź-pociągnęłam go za rękę do kuchni. Usiadłam na blacie
-O czym chciałaś gadać?
-Co się stało?
-Ale co się miało stać?
-Pomiędzy Tobą a Eleanor
Pokłóciliśmy się i rozstaliśmy. Przepraszam Rose ale nie chcę o tym rozmawiać
-Okay. Chodź tu-przytuliłam go
-A pomiędzy Tobą a Liamem jak?
-Dobrze
-Jesteście razem?
-Chyba tak, ale nie jestem pewna
-Okay-wróciliśmy do salonu
-Ro?-Perrie spojrzała na mnie swoimi maślanymi oczami
-Co misia?
-Czy Ty będziesz spać u mnie?
-Nie
-Okay. Może przeżyję
-Nie udawaj. Wiem, ż e się cieszysz-usiadłam na jej kolanach i pocałowałam w policzek
- I tak Cię kocham
-Wiem. Ja Ciebie też. Ale nie jesteś na mnie zła?
-No co Ty-Liamowi zadzwonił telefon. Rozmawiał dość krótko, ale był zły. Wziął kluczyki i wyszedł, nawet nie zdążyłam zapytać dokąd idzie. Zayn, Louis i Perrie też poszli. I zostałam sama w tym dużym domu. Poszłam do łazienki, ale trochę zabłądziłam. Weszłam do jakiegoś pomieszczenia. Stały w nim regały z książkami. Niczym w bibliotece. Strasznie mi się tu spodobało. Ten zapach książek. Przejechałam dłonią po jednej z półek. Widać, że Liam często tu zagląda. Wzięłam jedną książkę. Była książka autorstwa Deana Koontza „ Twoje serce należy do mnie”. Wyszłam i dalej skułam łazienki. W końcu ją znalazłam. Odkręciłam wodę i zaczęłam się rozbierać. Weszłam do wanny i zaczęłam czytać.
Ciepła woda  parzyła moją zimną skórę. Odłożyłam na chwilę książkę, żeby się zrelaksować. Zamknęłam oczy
*Oczami Liama*
Odebrałem swój telefon, który zaczął dzwonić
-Tato przyjedź-wziąłem kluczyki od samochodu i wyszedłem z domu. Ruszyłem po chwili. Po  15 minutach parkowałem pod domem mojej byłej dziewczyny. Wszedłem do środka. Laura siedziała w kącie i płakała. Poszedłem do niej i wziąłem na ręce
-Gdzie mama?
-W sypialni
-Skarbie ja zaraz przyjdę. Dobrze?-mała pokiwała głową. Posadziłem ją na kanapie i poszedłem  na górę. Jay kłóciła się ze swoim partnerem
-Zabieram Laurę do siebie
-Na ile?
-Na zawsze. Nie będzie słuchać jak się ciągle kłócicie
-Nie zabierzesz mi małej
-Zabiorę i właśnie to robię-poszedłem do pokoju małej i spakowałem jej rzeczy. Zszedłem na dół i wziąłem swoją córkę na ręce
-Liam nie zrobisz mi tego. To jest moja córka
-Moja też. Mam do niej takie same prawa jak Ty
-Liam masz mi ją oddać
-Nie. Jak chcesz możemy się spotkać w sądzie. Wiadomo, że sąd przyzna mi opieką nad małą. Możesz do niej przyjeżdżać i ją odwiedzać, ale bez swojego partnera. Cześć-Laura usnęła mi na rękach. Wyszedłem z domu i delikatnie posadziłem ją w samochodzie. Po chwili ruszyłem. Co ja powiem Rose. Cztery lata temu Jay zaszła w nieplanowaną ciąże. Zostawiłem ją. Ale bardzo tego żałowałem. Wróciłem i ubłagałem Jay, żeby pozwoliła mi się spotykać z córką. Zgodziła się. Teraz mam moją kochaną Laurę ale też zależy mi na Rose. Może zrozumie jak jej to wszystko wytłumaczę. Przynajmniej mam taką nadzieję. Po chwili parkowałem pod domem. Wyjąłem małą i położyłem w salonie. Zacząłem szukać Ro. Nigdzie jej nie było. Wszedłem do łazienki. Spała w wannie. Uśmiechnąłem się. Spojrzałem na jej blizy. Brzuch, ręce, uda. Zabiję tego sukinsyna. Zdjąłem bluzę i  wyjąłem ją z  wanny. Otworzyła oczy
-Liam?
-Zasnęłaś w wannie
-Gdzie byłeś?
-Zaraz Ci wszystko wytłumaczę. Ubierz się-postawiłem ją na ziemi i wyszedłem z łazienki. Wszedłem na dół. Laura spała. Była zmęczona tym całym płaczem. Ro po chwili zeszła. Zatrzymała się, gdy zobaczyła mała
-Czy to?
-Tak
-To twoja córka?
-Tak. Laura ma cztery latka. Cztery lata temu byłem z dziewczyną, która zaszła w ciąże. Nie planowaliśmy dziecka. Zostawiłem ją, gdy powiedziała mi prawdą. Teraz zabrałem ją od Jay, bo to nie pierwszy raz kiedy mała musi słuchać jej kłótni z partnerem.-podszedłem do niej. Spoliczkowała mnie
-Zostawiłeś swoją dziewczynę, gdy dowiedziałeś się, że jest w ciąży. Nie poczułeś się odpowiedzialny do bycia ojcem a teraz
-Rose. Proszę zrozum mnie. Ojciec Jay był moim kuratorem, nie mógł się dowiedzieć, że zrobiłem dziecko jego córce
-Martwiłeś się o swoje losy a nie pomyślałem o swojej dziewczynie. O dziecku!!
-Rose
-Daj mi spokój-Rose wyszła z domu. A tak bardzo tego nie chciałem. Nie chciałem, żeby cierpiała przeze mnie. Ale mam rację. Zostawiłem Jay, bo martwiłem się o własną dupę. Jaki ze mnie frajer.
-Tatusiu czy to przeze mnie pokłóciłeś się z tą ładną panią?
-Nie skarbie nie przez Ciebie. Ale my się nie pokłóciliśmy Rose musiała tylko wyjść na chwilę
-Ale wróci?
-Tak-skłamałem, bo nie wiem czy tak się stanie
*Oczami Rose*
Może za ostro zareagowałam. Jakby nie patrzeć nie planowali dziecka czyli to nie do końca jego wina, że ona zaszła. A zresztą to było cztery lata temu. Może powinnam wrócić i go przeprosić. Tak, tak właśnie zrobię. Gdy byłam pod domem jakiś czarny samochód zaparkował i ktoś mnie złapał w pasie i próbował wciągnąć do środka
-Liam. Pomocy. Liam-zaczęłam krzyczeć z nadzieję, że usłysz. Wybiegł z domu
-Rose-to było ostatnie co słyszała, bo potem straciła przytomność

środa, 21 października 2015

Rozdział 7

Nie mogłam uwierzyć w to co zobaczyłam. Łzy same płynęły mi z oczy. To nie może być prawda
-Ro. Co się dzieję-pokazałam mu papiery, które sama przed chwilą miałam w ręku
-Ja nie zostałam porwana oni mnie po prostu oddali-Liam mnie przytulił. Nie. Nie. Nie. Czemu mnie okłamali. Czemu żyję w jednym wielkim kłamstwie. Moje życie to jedno wielkie kłamstwo
-Ej nie płacz. Rose
-Chcę do nich pojechać
-Nie dasz rady teraz. Odpocznij. Uspokój się. Przemyślisz wszystko na spkonie
-Nie Liam. Dopóki nie wyjaśnię z nimi wszystkiego to nie będę wiedziała na czym stoję
-Rose nie jestem pewien
-Albo sam mnie zawieziesz, ale pójdę tam na piechotę
-Dobrze. Zawiozę-wyszliśmy z domu. Zamknęłam drzwi i odwróciłam się w jego stronę. Pozwoliłam by ostatnia łza spłynęła po moim policzku. Wsiadłam do samochodu
-Musisz mi wytłumaczyć jak mam dojechać
-Nie pamiętam. Czekaj Niall dał mi swój numer telefonu-wyjęłam z kieszeni karteczkę, którą dał mi blondyn-Mogę twój telefon
-Tak-podał mi swój telefon. Napisałam do niego smsa
„Hej Niall. Tu Rose. Mógłbyś podać mi swój adres. Chciałabym porozmawiać.”
Spojrzałam na Liama. Głowę miał odwróconą w drugą stronę. Mam wrażenie, że coś jest nie tak. Powiedziałam coś źle? A może zrobiła? Sama nie wiem co jest nie tak. Liamowi przyszedł sms. Od Nialla. Podałam mu telefon, po chwili ruszył. Cały czas się nie odzywał. Po jakimś czasie dojechaliśmy. Liam zgasił silnik i po chwili wysiadł. Chciałam otworzyć drzwi, ale mnie uprzedził. Uśmiechnęłam się do niego, a on spuścił wzrok. Zapukałam do drzwi. Otworzył nam Niall. Weszłam a w salonie siedzieli rodzice Nialla
-Jest Olivia?
-Nie, nocuję u koleżanki
-To dobrze, nie chcę, żeby słyszała tą rozmowę. Okłamaliście mnie. Ja nie zostałam porwana, tylko mnie oddaliście. Tak po prostu. W czym zawiniłam, że mnie oddaliście. Co takiego pół roczne dziecko zrobił, że go nie chcieliście
-To nie tak
-A jak?
-Rozalia i Jack bardzo chcieli mieć dziecko. Starali się długo, ale im się nie udawało. Gdy się urodziłaś długo rozmawialiśmy i doszliśmy do wniosku, że Cię im oddamy. My mieliśmy już jedno dziecko. Nigdy nie planowaliśmy dwójki dzieci.
-Nie. Ja w to kurwa nie wierzę.
- Tylko dlatego, że nie chcieliście mieć dwójki dzieci to oddaliście Rose a mi powiedzieliście, że została porwana-Niall też się zdenerwowało. Myślałam, że on też zna prawdę
-Niall, Rose. To nie tak. Cały czas Cię kochaliśmy
-Jakoś w to nie wierzę-łzy spływały po moich policzkach. Liam mnie przytulił
-Ro nie płacz. Nie warto-spojrzałam na niego. Pocałował mnie w czoło-Czy państwo zdają sobie sprawę, co ona w życiu przeszła?
-Nie
-Właśnie. Miała  lat gdy widziała, że ludzie, których kochała całym sercem umierają. Wychowała się w domu dziecka. Przez  11 lat była gwałcona co noc. A to tylko dlatego, że państwo nie chcieli mieć drugie dziecka-nie sądziłam, że stanie w mojej osobie
-My naprawdę nie wiedzieliśmy
-Nie wiedzieli państwo, bo się nią nie interesowaliście. Chodź Ro-wyszliśmy z domu.  Gdy wsiadłam do samochodu Niall wyszedł z domu
-Rose-podbiegł do mnie-Przepraszam Cię. Ja naprawdę nie wiedziałem. Uwierz mi, że też jestem na nich zły, ale jeśli będziesz chciała pogadać to masz mój numer, albo jak byś chciała spotkać się z Olivią. Dla niej to ważne
-Wiem Niall. Zadzwonię, do Ciebie może jutro. Na razie muszę odpocząć od tego wszystkiego
-Jasne rozumiem. Pa
-Cześć-wsiadłam do samochodu a Liam ruszył, ale nie jechał do Perrie
-Dokąd jedziesz?
-Do mnie
-Ale..
-Nie ma żadnych ale-już się nie odezwałam. Spojrzałam w szybę. Łzy spływały mnie z oczu. Po chwili Liam parkował na swoim podjeździe. Wysiedliśmy i weszliśmy do środka. Usiadłam na kanapie
-Rose-Liam usiadł obok mnie-Chcę żebyś wiedziała, że zawsze możesz na mnie liczyć-wytarł moją łzę, która spływała po moim policzku. Spojrzałam na jego usta i nie wiem jak to się stało, ale go pocałowałam. Odwzajemnił mój pocałunek od razu. Przeniósł mnie na swoje kolana. Jego ręce błądziły po moim ciele. A ja zatapiałam się coraz bardziej w naszym namiętnym pocałunku. Przerwaliśmy, bo zabrakło nam tchu. Oparłam swoje czoło o jego. Cmoknął mnie w nos
-Ro- przyłożyłam palec do jego ust. Uśmiechnął się i znowu go pocałowałam. On całuję tak cudownie. -Rose-przerwał nasz pocałunek. Spojrzałam mu prosto w oczy-Nie chcę żebyś cierpiała
-Wszystko co złe już mnie spotkało. Co mi się może stać przy Tobie
-A jak będę taki jak ojciec
-Nie będziesz
-A co jeśli będę. Jeśli Cię skrzywdzę
-Posłuchaj mnie. Chcesz być taki jak on
-Nie
-To nie będziesz
-Ale boję się, że któregoś dnia stanę się taki jak on
-To się nie bój, bo taki dzień nie nadejdzie
-Mam nadzieję
-To co dzisiaj powiedziałeś tam u nich. Nie sądziłam, że staniesz w mojej obronie
-Jesteś dla mnie ważna
- Zawsze będę Cię bronił-pocałowałam go-Twoje usta smakują jak maliny
-Wariat
-Kocham Cię Ro
-Ja Ciebie też kocham
-Ale obiecaj mi, że jak kiedyś Cię skrzywdzę
-Chcesz być, ze mną?
-Tak

wtorek, 6 października 2015

Rozdział 6

Musiałam usiąść. Za dużo tego wszystkiego. Olivia patrzyła na mnie swoimi dużymi oczkami. Mama Nialla też musiała usiąść. Jak to wszystko jest możliwe. Przecież moi rodzice nie żyją.
-Olivia pójdź do siebie-powiedział tata Nialla. Mała dała mi buziaka w policzek i poszła na górę
-Jak?-w końcu spytałam
-Miałaś pół roku, kiedy byłam z Tobą i Niallem w parku. Odwróciłam się na chwilę a potem już Cię nie było. Zgłosiłam sprawę na policje, ale nikt się nie zgłosił, że Cię widział. Cały czas mieliśmy nadzieję, że pewnego dnia zapuka do nas policja i powie, że znaleźli Ciebie, aż dziś widzimy Cię całą i zdrową
-15 lat myślałem, że moim prawdziwi rodzice nie żyją. Ale tak naprawdę to wy nimi byliście.
-Chcieliśmy Cię adoptować zaraz po śmierci..
-Tak wiem. Przepraszam, ale dla mnie to za dużo
-Rozumiemy. Ale proszę zadzwoń do nas
-Dobrze, ale proszę nie wymagajcie ode mnie, że zrobię to jutro. Potrzebuję czasu
-Wiemy
-Do wiedzenia
-Pa Rose-wyszłam od nich. Ja pierdole, jakie ja mam popierdolone życie. Szłam główną drogą i miałam nadzieję, że złapię jakąś taksówkę. Przeszłam dość długi kawałek aż w końcu taksówką przejechała obok mnie. Zatrzymałam ją. Wsiadłam i podałam adres Perrie taksówkarzowi. Po jakimś czasie taksówka zatrzymała się pod dobrze znaną mi kamienicą. Zapłaciła i podziękowałam. Wysiadłam z samochodu, wchodząc do bloku wpadłam na Liama
-Ro-przytulił mnie
-Ciebie też miło widzieć. Co tu robisz?
-Perrie, do  mnie zadzwoniła i powiedziała, że jesteś w lesie, więc szybko przyjechałem do niej
-Okay
-Ro pójdź ze mną na kawę. Wyjaśnię Ci wszystko
-W sumie przydałoby się, więc dobrze. Tylko mogę twój telefon, żeby napisać smsa do Perrie, bo nie chcę, żeby się denerwowała
-Jasne-podał mi swój telefon. Napisałam smsa do blondynki, że idę z Liamem na kawę i żeby się nie denerwowała, bo jestem cała i zdrowa. Oddałam mu telefon. Wsiedliśmy do samochodu Payne'a. Pojechaliśmy do centrum. Weszliśmy do kawiarni. Ja zamówiła Caffe Latte a Liam expresso.
-Pamiętasz coś?-spytał gdy kelner przyniósł nasze zamówienia
-Nie. Wiem, że obudziłam się w twoim łóżku, Ja miałam na sobie twoją koszulkę a Ty byłeś nagi. Potem poszłam do łazienki i  zobaczyłam malinkę na szyi i myślałam, że się kochaliśmy. Powiedz mi, czy my uprawialiśmy seks?-Liam się zaśmiał
-Nie, nie uprawialiśmy seksu. Malinkę masz, bo jak byliśmy u Louis'ego to graliśmy w butelkę i dostałem zadanie zrobić Ci malinkę.
-Aaa..Okay czyli między nami do niczego nie doszło
-Nie
-To co w takim razie chciałeś wyjaśniać?
-Pamiętasz naszą rozmowę
-Nie?
-O moim dzieciństwie-pokręciłam przecząco głową-Że mój tata był tyranem, wychowałem się w domu dziecka
-Dobra już pamiętam
-Jak wyszłaś ode mnie to myślałem, że się mnie wystraszyłaś
-Co? Nie. Wyszłam, bo myślałam, że się kochaliśmy
-Nie zrobił bym tego. Czekaj skąd wiedziałaś, że byłem nagi? Zajrzałaś pod kołdrę?-spuściłam wzrok.
-Musiałam się upewnić-nadal na niego nie patrzyłam
-Podobało Ci się?
-Co? Nie. Znaczy tak. Nie. Ugh..Nienawidzę Cię
-Jesteś słodka, gdy się rumienisz
-Możemy zakończyć tą rozmowę?
-Dlaczego? Jest całkiem interesująca
-Kończymy albo wychodzę
-Nie dałbym Cię, ale skoro prosisz. To dobrze. Powiedz co się stało w tym lesie
-Gdy rozmawiałam z Perrie. Zorientowałam się, że ktoś jest za mną. Przyspieszyłam, aż w końcu poślizgnęłam się i poleciałam w dół. Obudziłam się w jakimś pokoju
-Nie bałaś się
-Nie miałam już czego? Do gwałtu jestem przyzwyczajona, więc do mi już nie jest straszne. Ale dowiedziałam, się paru ciekawych rzeczy
-Czyli?
-Poznałam swoich biologicznych rodziców
-Jak to? Przecież mówiłaś..
-Tak wiem co mówiłam. Sama myślałam, że moi rodzice nie żyją a okazuję się, że zostałam porwana jak miałam pół roku. Nie wiem czy porwali mnie rodzice Olivii i teraz ją oddali moim biologicznym rodzicom w zamian za to, że mnie porwali czy jak?
-Czekaj. Przyrodni rodzice Olivii to twoi biologiczni rodzice? Czy jak
-Tak. Przyrodni rodzice Olivii to moi biologiczny
-To jest wszystko pokręcone
-Myślisz, że ja tego nie wiem. Dlatego mam do Ciebie prośbę. Mogę na Ciebie liczyć?
-Tak
-Po pierwsze nie mów nic Perrie, nie chcę jej jeszcze martwić
-Okay
-Po drugie chciałabym pojechać do domu. Mojego dawnego domu. Może czegoś się tam dowiem
-Jesteś tego pewna
-Minęło 11 lat. Najwyższy czas zmierzyć się z rzeczywistością
-No okay. Zabiorę Cię tam. Teraz?
-Tak
-Okay. To chodźmy-Liam zapłacił za nasze zamówienie i wszyliśmy z kawiarni. Podałam mu adres moich rodziców. Boje się. Tyle się zdarzyło. Ale dobrze, że ze mną jest Liam. W sumie to jest fajny. Po pół godzinie dojechaliśmy pod dom. Wysiedliśmy z samochodu. Wzięłam głęboki oddech. Liam złapał mnie za rękę. Uśmiechnęłam się do niego. Otworzyłam drzwi. W tym momencie wszytko wróciło. Ostatnie spojrzenie. Krzyki. Płacz. Strach. Na dywanie w salonie nadal były ślady krwi. Tu właśnie umarli. Ty ich zabito. Wszystko wywrócone do góry nogami. Pod moją nogą rozbiło się szkło. Podniosłam ramkę ze zdjęciem. Byłam to ja z rodzicami. Łzy spływamy mi po policzkach
-Jesteś pewna, że chcesz to być
-Tak. Muszę coś znaleźć. Chodź-pociągnęłam go za rękę na górę. Weszliśmy na strych. Uwielbiałam się tu bawić
-I co teraz?
-Trzeba przejrzeć wszystkie pudła. Może coś znajdziemy
-Okay-razem z Liamem szukałam czegoś przydatnego
-Patrz-powiedziałam. Liam się odwrócił-To jest pan Gucio. Zawsze jak nie mogła spać to był przy mnie-Liam się zaśmiał-Nie śmiej się z pana Gucia
-Nie śmieję się z pana Gucia. Tylko ze zdjęcia
-Jakiego?-podeszłam do niego
-Jak siedzisz na nocniku-wyrwałam mu zdjęcie. Potknęłam się i upadłam na ziemię wywracając karton. Ze środka wyleciały papiery, których szukałam


niedziela, 6 września 2015

Rozdział 5

*Oczami Liama*
Jestem głupszym facetem na świcie. Dziewczyna w której się zakochałem boi się mnie i uciekła. Brawo Payne. Jesteś idiotą. Co ja tu robię? Czemu nie pójdę jej szukać. Ale nie, bo po co. Może dlatego, że nie chcę zrobić jej krzywdy. Napisałem smsa do swojego kuzyna. W końcu jej obiecałem. A dla niej dotrzyma słowa. Tak bardzo chciałbym powiedzieć jej prawdę. Wziąłem kluczyki od samochodu i pojechałem do Tomlinosona. Po drodze szukałem jej. Może gdzieś jeszcze tu by była, ale jednak nie. Mam nadzieję, że krzywda się jej nie stanie. Zaparkowałem pod domem Louis'ego. Wszedłem bez pukania. Malik i Tomlinson spali na podłodze. Perrie na kanapie a Ellie sprzątała po nich
-Hej
-O hej Liam. Gdzie Rose?
-Nie wiem
-Jak to nie wiesz?
-Była u mnie a rano wyszła. Szukałem jej-skłamałem, ale Eleanor zabiła by mnie za to, że jej nie szukałem
-Masz jej numer?
-No właśnie nie
-Obudzisz ich. Ja zrobię coś do jedzenie
-Jasne-Eleanor poszła do kuchni a ja wziąłem wodę, która stała na stole i oblałem Zayna i Louis'ego
-Popierdoliło Cię-krzyknął brunet
-Kurwa Payne zajebie Cię kiedyś-przez ich krzyki obudziła się Perrie. Przetarła oczy
-Gdzie Ro?
-Też bym chciał wiedzieć
-Coo??
-Wyszła ode mnie rano i nie wiem gdzie jest. Zadzwoń do niej
-Okay-wyjęłam swoją komórkę i wybrała numer-Poczta głosowa. A jak coś się jej stało?
-To spokojna okolica-powiedziałem dla uspokojenia, choć nie wiem czy to prawda mieszkam tam dopiero od trzech dni
-Ej stary to prawda co wczoraj mówiła Rose-spytał Zayn
-Czyli?
-Że wychowałeś się w domu dziecka
-Taa..ale możemy o tym nie rozmawiać
-A wam co?-spytał Eleanor wchodząc do salonu z talerzem kanapek
-Ktoś zrobił nam poranny prysznic-uśmiechnąłem się
-Kotku możesz mi powiedzieć, czemu Ty nie masz kaca
-Bo nie piję tyle co wy skarbie
-To też fakt-Perrie ciągle próbowała dodzwonić się do Ro. Za każdym razem poczta głosowa. To wszystko moja wina. Jak coś się jej stanie, to nie daruję sobie tego. Louis z Zaynem zjedli wszystkie kanapki, które przygotowała dziewczyna Tomlinsona.
-Boję się o nią-powiedziała Perrie
-Będzie dobrze-Zayn ją przytulił
-Ludzie mówią, że będzie dobrze, bo to nie ich problem
-Nie prawda. Polubiłem ją i też się o nią martwię
-Jakoś Ci nie wierzę
-Czemu jesteś na mnie cięta
-Bo mnie wkurwiasz. Jadę do domu
-Zawieść Cię?-spytałem
-Nie dzięki
-Daj mi znać jak Rose się odezwie
-To najpierw daj mi swój numer-wyciągnęła telefon w moją stronę. Na tapecie była ona z Rose. Obydwie uśmiechnięte. Zapisałem jej mój numer.
-Zadzwonię
-Dzięki
-Spoko-Perrie wyszła. Malik też już się zbierał. Też chciałem iść
-Ty zostajesz-powiedziała Eleanor
-Nie chcę wam przeszkadzać
-Liam myślisz, że nie widziała nic wczoraj. Zakochałeś się w niej
-No
-No i dlatego zostajesz myślisz, że pozwoliłabym Ci samemu teraz jechać
-Znając Ciebie to nie
-Właśnie
-Dzięki Eleanor. Ja wiem dlaczego ona poszła
-Dlaczego
-Bo się mnie wystraszyła
-Nie rozumiem
-Powiedziałem jej prawdę o moim dzieciństwie. Czyli, że mój ojciec był tyranem i że ja mogę być taki sam
-To dlaczego wczoraj nie wyszła
-Bo się upiła
*Oczami Rose*
Szłam dalej przez las. Cały czas trzymając komórkę w ręku i patrząc czy jest zasięg. W końcu go złapałam. Zatrzymałam się i zadzwoniłam do Perrie
-Hallo
-Gdzie jesteś?
-W domu
-Okay. Będę za nie wiem ile
-Ro gdzie Ty jesteś?
-Nie wiem. Była u Liama a później nic nie pamiętam
-Gdzie jesteś dokładniej 
-W lesie
-Jak to w lesie? Sama? Ciebie już na prawdę powaliło
-Ktoś tu jest
-Jak to?
-Muszę kończyć
-Nie wasz się roz
Schowałam telefon do kieszeni i przyspieszyłam nie odwracając się, bo wiem, że jak to zrobię to będę tego żałować. Ten ktoś był coraz bliżej mnie. Zaczęłam biec. Poślizgnęłam się i zleciałam w dół. Poczułam ból z tyłu głowy. Zobaczyłam jakiegoś chłopaka a później już nic
~*~
Obudziłam się w jakimś pokoju. Podniosłam się. Głowa mnie bolała. Wstałam z łóżka i zeszłam na dół. W salonie nikogo nie było. Na komodzie stały zdjęcia. Podeszłam do nich. Moją uwagę przykuło zdjęcie małej dziewczynki. Miała śliczne loczki i różową bluzeczkę. Podnosiła rękę do góry. Na dłoni miała bliznę w kształcie księżyca. Ktoś wszedł do salonu. Spojrzałam w jego stronę. To ten blondyn, który był wczoraj z Olivią
-Jak się czujesz
-Dobrze
-Ty tu mieszkasz?
-Z rodzicami i Olivią. Tak
-A gdzie ona jest?
-Na zakupach z moją mamą-ktoś wszedł do domu-O chyba wrócili
-Rose-Olivia mnie przytuliła. Do salonu weszła starsza pani z mężem
-Mamo, tato to jest Rose siostra Olivii
-Dzień dobry
-Witaj
-Przepraszam, że pytam, ale skąd mają państwo to zdjęcie-pokazałam im zdjęcie, któremu się przed chwilą przyglądałam
-To nasza córka-powiedziała starsza kobieta
-Została porwana jak była mała-dodał jej mąż
-Nazywa się Rose Horan-powiedział Niall-A czemu pytasz
-Ta dziewczynka na zdjęciu to ja. Ja jestem Rose Horan




Tak wiem beznadziejne. Ale kompletnie nie miałam pomysłu na ten rozdział. Ale mimo to mam nadzieję, że nie przestaniecie czytać. Kocham was z całego serduszka 

niedziela, 23 sierpnia 2015

Rozdział 4

Piłam już 3 drinki ale nadal mi nie pomogło. Musiałam sięgnąć po coś więcej
-Masz wódkę?-spytałam Louis'ego
-Mam
-To daj-wyciągnął wódkę z szafki i postawił przede mną. Odkręciłam i wypiłam duży łyk. Liam chciał mi zabrać, ale dostał w rękę
-Podziel się
-Chciałbyś-upiłam drugi łyk
-Masz mocną głowę-powiedział Zayn
-Dziękuję
-Zagrajmy w butelkę-zaproponowała Perrie
-Spoko-odpowiedziałam razem z Liamem. Poszliśmy do salonu, bo cały czas siedzieliśmy w kuchni. Perrie odetchnęła z ulgą gdy zeszła z jej kolan. Pokazałam jej język. Ona zaś cmoknęła w moją stronę. Wzięłam swoją butelkę wódki. Usiedliśmy w kółku. Louis położył rękę na udzie swojej dziewczyny i sunął ku górze. Dziewczyna zabierała jego rękę aż w końcu usiadła pomiędzy Zaynem a Liamem. Liam uśmiechnął się a Louis pokazał mu środkowy palec. Ja siedziałam obok Perrie i Liama. Po drugiej stronie Perrie siedział Louis o obok niego Zayn. Perri zakręciła butelką i wypadło na Louis'ego
-Pytanie czy wyzwanie?
-Wyzwanie-powiedział brunet
-Zamów mi pizzę, bo jestem głodna. Jedną pepperoni a drugą hawajską
-Po co Ci dwie?
-Jedna dla Ro
-Moja kochana-cmoknęłam w jej stronę. Louis zamówił pizzę i zakręcił butelką. Wypadło na Liama.
-Wyzwanie
-Zrób malinkę Rose
-Okay
*Oczami Liama*
Rose upiła łyk wódki i uśmiechnęła się. Gdyby nie była pijana to by się nie zgodziła. Posadziłem ją na swoich kolanach. Najpierw pocałowałem ją w szyję. Odchyliła głowę. Zrobiłem jej malinkę lekko przygryzając skórę. Jęknęła. Zayn z Louis'm się zaśmiali. Usiadła z powrotem na swoim miejscu. Zakręciłem butelką. Wypadło na Ellie
-Pytanie-powiedziała
-Jaki Louis jest w łóżku?
-Jak każdy facet
-Czyli?-spytał Tomlinson
-Nie jest źle, ale mogło być lepiej-brunetka cmoknęła w jego stronę
-Nie bądź taka do przodu, bo Cię sznurówki wyprzedzą-Ellie zakręciła. Wypadło na Zayna
-Pytanie
-Ile dziewczyn przeleciałeś?
-Nie zliczysz-Malik zakręcił, tym razem wypadło na blondynkę
-Pytanie
-Jesteś dziewicą?
-Nie-Perrie zakręciło i butelka wskazała Ro
-Wyzwanie
-Cholera co ja mam Ci dać? Pomóżcie
-Pokaż stanik-powiedział Zayn. Ro ściągnęła bluzkę. Miała różowy koronkowy stanik. Zakręciła i wypadło na mnie
-Pytanie
-Dlaczego wychowałeś się w domu dziecka?-spojrzała mi w oczy. Reszta też na mnie spojrzała
-Nie musisz wszystkiego o mnie wiedzieć-krzyknąłem. W jej oczach zaczęły zbierać się łzy. Wstała i wybiegła. Pobiegłem za nią. Złapałem ją za rękę i odwróciłem. Płakała
-Przepraszam. Wytłumaczę Ci coś
-Gdzie?
-U mnie
-Mam jechać z Tobą do Ciebie do domu
-Tak
-Dobrze-zdjąłem swoją bluzę i dałem jej, ponieważ wybiegając z domu nie wzięła swojej bluzki. Nie spojrzała na mnie. Wbiła wzrok w swoje buty. Wsiedliśmy do samochodu. Całą drogę żadne z nas się nie odezwało. Zaparkowałem pod swoim domem. Otworzyłem jej drzwi i zaprowadziłem do środka.
-Napijesz się czegoś?
-Nie dziękuję
-Ro. Przepraszam. Wychowałem się w domu dziecka, ponieważ
-Nie musisz mi mówić, w końcu sam powiedziałeś, że nie muszę wszystkiego o Tobie wiedzieć
-Rose wysłuchaj mnie. Zareagowałem tak, bo Louis, Zayn czy Eleanor nic nie wiedzą. Mój ojciec był tyranem. Bił mnie. moją siostrę i mamę. Pił. Ciągle na nas krzyczał. Gdy mama wbiła sobie nóż w serce, powiedział, że była żałosną kurwą. Miałem wtedy 14 lat. Poszedłem na policję. Jego zamknęli a ja z siostrą poszliśmy do domu dziecka. Boję się, że będę taki sam jak on. Dlatego nie szukam dziewczyny na stałe tylko dziewczyny do zabaw. Nie chcę skrzywdzić żadnej dziewczyny
-Liam. Przepraszam. Nie wiedziałam
-Nie masz za co. To ja na Ciebie wrzasnąłem. Czemu wybiegłaś z płaczem?
-Booth na mnie krzyczał gdy nie chciałam zrobić mu dobrze. Dlatego, gdy ktoś na mnie krzyczy zaczynam płakać, bo wszystko mi się przypomina.
-To okropne w jaki sposób Cię traktował
-Znienawidziłam każdego faceta. Boje się, że gdy się obudzę on będzie siedział na krześle i znowu mnie zgwałci. To jest okropne. On był zadowolony ja płakałam. Boje się zakochać. Boje się zaufać jakiemukolwiek facetowi
-Ale mi ufasz?
-Nie wiem. Sama nie wiem Liam. Uratowałeś mnie. Może dlatego tu jestem
-Mnie nie musisz się bać
-Spróbuję
-Dobrze, a teraz pora iść spać. Dam Ci jakieś rzeczy
-Najpierw daj mi wódkę
-Nie za dużo alkoholu
-Nigdy nie jest za dużo alkoholu. Albo Ty mi dasz albo sama sobie wezmę
-Dobra-poszedłem do kuchni. Wziąłem wódkę dla Ro i piwo dla siebie. Wróciłem do salonu. Ro siedziała na kanapie. Podałem jej wódkę
-Dzięki. Gorąco tu u Ciebie-zdjęła moją bluzę. Teraz zobaczyłem jej blizny. Co ten sukinsyn jej robił. Szkoda mi jej-Nie patrz na nie. Są okropne
-Mój kuzyn może zrobić Ci operację, żeby nie było ich widać
-Chciałabym, ale nie mam pieniędzy
-Nie musisz ich mieć. Wystarczy wódka.
-Naprawdę?
-Tak. Jutro do niego zadzwonię
-Dziękuję, ale chciałabym się już położyć
-Jasne. Chodź-zaprowadziłem ją do pokoju gościnnego. Dałem jej swoją koszulkę
-Dzięki
-Miłej nocy
-Pierwsza noc w której nikt mnie nie zgwałci-powiedziała bardziej sama do siebie
-Dobranoc Ro
-Branoc Liam-wyszedłem i poszedłem do łazienki. Wziąłem szybki prysznic. Położyłem się na łóżku. Jak ja mogłem na nią krzyknąć.
-Mogę?-Ro uchyliła drzwi. Była pijana
-Tak-weszła do środka ledwo co stojąc na nogach. Doczłapała się do łóżka i położyła się obok mnie
-Nie mogę zasnąć-przykryłem ją. Położyła głowę na moim ramieniu-Ładnie pachniesz-próbowałem się nie śmiać. Ro zasnęła. Musiała wypić całą wódkę-Podobasz mi się Liam-mówiła przez sen. Ty też mi się podobasz. Po chwili sam zasnąłem
~*~
Obudziłem się, ale Rose nie było. Może jest w kuchni albo w łazience. Spojrzałem na zegarek. Na szafce leżała kartka
"Przepraszam, ale nie mogę. Rose"
Przestraszyła się mnie. Wiedziałem. Dlatego nie chcę mieć żadnej dziewczyny. Na jej miejscu zrobiłbym to samo. Ale ja się chyba w niej zakochałem
*Oczami Rose*
Obudziła się przytulona do Liama. Co ja robię z nim w łóżku? Czemu mam jego koszulkę? Dlaczego nie mam na sobie bielizny? Spojrzałam pod kołdrę. Liam był nagi. Choć w sumie muszę przyznać, że rzeczywiście ma dużego. Rose! Skarciłam samą siebie. Wstała i poszłam do łazienki. Spojrzałam w lustro. Mam ślad po malince. Cholera. Czy my? Ja i on? Uprawialiśmy seks? Nie, nie, nie. To nie może być prawda. Najgorsze jest to, że nic nie pamiętam. Nie mogliśmy tego zrobić Znalazłam swoje rzeczy. Ubrałam się. Napisałam mu kartkę i wyszłam z jego domu. Nie wiem gdzie jestem, ale muszę się przejść




Oto kolejny rozdział. Przepraszam, że tak długo na niego musieliście czekać, ale miałam ciężki okres przez te parę dni. Mam nadzieję, że dzisiaj wszystko unormuję i od jutro zacznę dodawać rozdziały tak jak chciałam. Ale nie wiem czy mi się dzisiaj to uda. Mam nadzieję, że nie jesteście źli. Kocham was z całego serduszka

piątek, 24 lipca 2015

Informacja

Uwaga!

Związku z tym, że w poniedziałek wyjeżdżam na dwa tygodnie
potem wracam na dwa dni 
znowu wyjeżdżam do końca tygodnia
rozdziały pojawią się od
17 sierpnia
Mam nadzieję, że mi wybaczycie, 
że tak długo będziecie musieli czekać
Będę sobie pisała w zeszycie,
bo gdy wrócę do domu,
będę od razu wstawiać
mam nadzieję, że mój plan się powiedzie
i
rozdziały będę pojawiały się codziennie
KOCHAM WAS NAJMOCNIEJ NA ŚWIECIE


czwartek, 23 lipca 2015

Rozdział 3

Dojechaliśmy pod dom Louis'ego. Liam otworzył mi drzwi. Uśmiechnęłam się
-Dziękuję
-Proszę Słońce-cmoknął w moją stronę. Wywróciłam oczami. Weszliśmy do środka. Perrie i jakaś dziewczyna siedziały przy stole. Louis z Zayn'em robili drinki
-Hej Liam-powiedziała brunetka-Hej jestem Eleanor
-Ro. Miło Cię poznać
-Ciebie również-uśmiechnęłyśmy się do siebie. Usiadłam na kolanach Perrie
-O jezu. Masz tyle wolnego miejsca a siadasz na mnie
-Uwielbiam twoje kolana-pocałowałam ją w policzek-Kocham Cię Słońce
-Ja Ciebie też kocham-Perrie przytuliła się do mnie-To co jak teraz nie masz gdzie mieszkać to pewnie będę miała Cię na głowie
-Inaczej być nie może. I jeszcze będę z Tobą w łóżku spać
-Spoko akurat dobrze się z Tobą śpi
-Ze mną wszystko się dobrze robi
-Jesteś bardzo skromna
-Wiem i za to mnie kochasz
-Inaczej się nie da
-Ej mogę wam zadać osobiste pytanie??-spytał Zayn
-Jak musisz-odpowiedziała mu Perrie
-Czy wy jesteście razem?? Bo tak wygląda jakbyście były lesbijkami
-A nawet jeśli to przeszkadza Ci to??-spytałam
-Nie. To cholernie podniecające
-Czy każdy facet myśli o seksie??
-Tak. Szczególnie oni-Eleanor wskazała na chłopaków
-Jakoś w łóżku nie narzekasz kochanie-Louis pocałował swoją dziewczynę w czoło
-Skąd wiesz, że nie udaje orgazmu
-Nie, bo jestem za dobry
-Raczej cwany
-Wybacz stary ale w łóżku to ja jestem lepszy-powiedział pewny siebie Zayn
-Ciekawe. Jednak to ja jestem najlepszy w łóżku. To mnie dziewczyny błagają o więcej. Jak chcecie to możemy zapytać się Veroniki
-Kim jest Veronika??-spytała Eleanor
-Veronika jest naszą byłą kochanką. Spaliśmy z nią razem-zaczął opowiadać Zayn
-Orgia
-Słońce orgia jeszcze bardziej podnieca mężczyzn. A z tego co mi wiadomo to dziewczyny jej jeszcze bardziej pragną-Liam skomentował mój komentarz
-No dobra wróćmy do tematu Veroniki. Najpierw zaczął sypiać z nią Liam, później ja, dopiero Louis aż w końcu wszyscy razem. I to w cale nie jest głupi pomysł żeby zadzwonić to Veroniki i spytać się, który najlepiej doprowadził ją do orgazmu
-Serio będzie dzwonić do byłej kochanki i pytać się, który z was jest najlepszy w łóżku. Może będziecie przekonywać siebie nawzajem, który z was ma większego
-Ja z was ma największego-krzyknął Zayn
-Chciałbyś. Ja mam większego-odpowiedział mu Louis
-Możecie zapomnieć. Ja mam największego-Liam podniósł dumnie głowę
-Spytajcie Veroniki-powiedziała z ironią Perrie
-Eleanor jaki masz rozmiar stanika, bo jaki ma Perrie ma to wiem-spojrzały na mnie jak na wariatki-No co nie będziemy gorsze-Zaczęły się śmiać, ja po chwili też dołączyłam
-Czy wy się z nas nabijecie??-spytał Louis
-My??!! Nie. Nawet nie śmiałybyśmy-Eleanor cmoknęła w jego stronę
-A Ty jaki masz rozmiar stanika??-spytał mnie Liam
-85C czasami 90C
-Czy my możemy zmienić temat-powiedziała zrezygnowana Eleanor
-Jasne kochanie
-Czy ja doczekam się w końcu jakiegoś drinka
-Już, już-powiedział Zayn-Robie najlepsze drinki na świecie
-Jesteś strasznie pewny
-Dziękuję
-Perrie kochanie pijemy za to co zawsze
-Za to, że każdy facet może być nasz, ale nie będziemy tracić czasu na palantów
-Tak jest-wypiłyśmy całą zawartość naszych szklanek
-Dzięki słońce-powiedział Liam
-Ale proszę Kotku
-Uuuu...Czuje romans w powietrzu-powiedział Louis
-A ja seks na jedną może dwie noce
-Zayn chciałam Cię poinformować, że Ro ma strasznie ciętą rękę, więc radzę uważać ze słowami
-Aż taka straszna jesteś. Jakoś nie wierze
-A chce się przekonać
-Nie dzięki
-Wymiękasz
-Nie. Po prostu nie biję dziewczyn i boję się, że zrobię Ci krzywdę
-Zabawne
-Nie boisz się mnie
-Nie. Ja się boje tylko
-Śmierci-przerwał mi Louis
-Nie. Ja uważam, że jeśli mamy umrzeć to i tak to się stanie. Nie ważne czy to będzie jutro czy za czterdzieści lat. Nie interesuje mnie jak, gdzie, kiedy, w jaki sposób. Jak mam umrzeć to umrę. Od chwili narodzin powinniśmy się bać, ale nie śmierci *
-Mądre słowa. Skąd tak dużo wiesz jak na swój wiek
-Może zrywałam się ze szkoły, ale to książki dały mi wiedzę. A życie nauczyło mnie, że to ja sama jestem czystą książką a moje decyzje są piórem. I w książkach widzimy to czego nie dostrzegamy w sobie. Mieszkając w tym piekle dużo czytałam
-Przepraszam, że pytam ale co miałaś na myśli mówiąc "piekło'-zapytała niepewnie Eleanor
-Dom dziecka. Moi rodzice umarli jak miałam 5 lat
-Przykro mi
-Nie potrzebnie. Przezwyciężyłam ból i wściekłość nim całkowicie mnie pochłoną. Los wielokrotnie nas doświadcza. Każdy z nas nosi na sobie blizny. Jednak od nas zależy czy będą nas oszpecać czy uszlachetniać. Są rzeczy na które nie mamy wpływu. Czasem musimy przyjąć wszystko takie jakie jest i po prostu iść dalej. Początkowo będziemy kuleć, potykając się o własne nogi. Z czasem przypomnimy sobie jak to jest biegać**-wszyscy patrzyli na mnie z zaciekawieniem. Książki dały mi dużo. Dzięki nim zrozumiałam, że warto czasem poddać się bólowi niż z nim walczyć
-Jesteś bardzo uparta -powiedział Louis
-Dziękuję
-Twoja mądrość jest cholernie podniecająca
-Cholera Liam. Czy Ty każdą poważną chwilę musisz skomentować czymś związanym z seksem-El krzyknęła na niego





*Cytat z książki Dean Koontz "Twoje serce należy do mnie"
**Cytat z ksiązki Ewa Seno "Ścieżka ocalenia"

Hej Kochani!!
Przepraszam, że taki krótki, ale jakoś nie miałam weny
Mam nadzieję, że mi wybaczycie
Proszę komentujcie
Kocham Was <3

niedziela, 12 lipca 2015

Rozdział 2

-Musiałaś mnie z kimś pomylić-ta dziewczyna nie może mówić prawdy. Niby moja mama była w ciąży, ale pani Maberly powiedziała, że poroniła. Dlaczego miałyby mnie okłamać. Ze szpitala wychodzi pani Maberly i pan Booth
-Nie prawda. Moim rodzice nazywali się Rozalia Vega i Jack Vega-dziewczynka była bardzo uparta
-Ro twoi rodzice się tak nazywali-powiedziała Perrie
-Przecież kurwa wiem. Czy ma pani mi coś do powiedzenia
-Rose uspokój się. Porozmawiamy o tym w domu
-To nie jest dom. To jest jakieś jebane piekło, w którym żyłam od 11 lat odcięta o wszystkiego. Gdyby nie Perrie to dawno byłabym martwa. Ona była, jest i mam nadzieję, że będzie jedyną szczerą osobą w stosunku do mnie. Więc grzecznie proszę, do kurwy nędzy niech mi pani powie całą prawdę tu i teraz
-Dobrze. Twoja mama tuż przez śmiercią urodziła Olivia'e. Wiedziała już z twoim tatą, że grozi im niebezpieczeństwo, więc oddali ją mieli oddać Ciebie ale nie zdążyli. Przyrodni rodzice Olivia'i szukali Cię i gdy już Cię znaleźli to chcą Cię adoptować
-I szukali mnie kurwa przez 11 lat
-Nie, byli u mnie, dwa miesiące po tym jak do nas trafiłaś, ale powiedziałam im, że Ciebie u nas nie ma
-Że, kurwa co??
-Pan Booth powiedział, że to za wcześnie dla Ciebie
-Wiedziałam, że jesteś sukinsynem, ale nie wiedziałam, że aż takim.  Dlaczego ja?? Czym zawiniła?? Co źle zrobiła??
-Ty nic, ale twoja matka tak. Wybrała twojego ojca zamiast mnie
-Dlatego co noc mnie gwałciłeś prze ten cały czas
-Po pierwsze twoja matka nie narzekała jak ze mną spała. I można tak powiedzieć
-Nie narzekała, bo nie miała 11 lat
-Rose dlaczego mi nie powiedziałaś??
-Bo zagroził jej, że zrobi mi krzywdę-Perrie mnie przytuliła. Chciało mi się płakać, ale wiedziałam, że nie mogę. Uwolniłam się z jej uścisku. Podeszłam do Olivia'i. Po jej policzkach spływały łzy
-Ej nie płacz-przytuliłam ją. Wiedziałam, że to moja siostra
-Olivia-powiedział jakiś blondyn. Mała spojrzała na niego
-Hej Niall. Już muszę iść?? Prawda??
-Tak. Pójdź teraz do samochodu i poczekaj z Harry'm ja zaraz przyjdę
-Okay-mała poszła do samochodu. Gdy stanęła przy czarnym BMW odwróciła się i mi pomachała. Odmachałam jej
-Hej. Jestem Niall. Przyrodni brat Olivia'i. I tu jest mój numer jakbyś chciała się spotkać z małą. Wiem, że dla niej jest to ważne-podał mi kartkę z numerem
-Okay. Jak coś to będę dzwonić
-Dziękuję. To ja już pójdę-blondyn odszedł a ja przyglądałam się kartce, którą mi dał
-Rose proszę wróćmy do domu. Uspokoisz się-powiedziała pani Maberly
-Nigdzie z wami nie jadę
-Rose nie dyskutuj
-Bo co??
-Nie bądź śmieszna, tylko chodź-do rozmowy wtrącił się Booth
-Już lecę. Możecie zapomnieć, że moja noga więcej tam nie postanie-ruszyłam prosto przed siebie. Perrie, Liam i tych dwóch poszło za mną
-Dokąd idziesz??-spytał Liam
-Napić się
-Nie jesteś za młoda na alkohol??
-Nie jesteś za młody na rolę tatusia
-Też fakt
-To gdzie jedziemy-spytał brunet
-Najpierw powiedzcie mi jak macie na imię
-Zayn
-Louis
-Ja jestem Ro. To gdzie można się dobrze napić
-U mnie w domu-powiedział Louis
-El nie będzie zła??-spytał Zayn
-Nie
-Kim jest El??-spytałam
-Moją dziewczyną-odpowiedział mi
-Dobra. Zayn bierzesz dziewczyny-powiedział Liam
-Ale ja chcę jechać z moim bohaterem-powiedziałam i pocałowałam Liam'a w policzek. Uśmiechnął się pod nosem.
-Dobra. Niech Ci będzie-wsiadłam do jego samochodu
-Nie boisz się, że gdzieś Cię wywiozę
-Po tym co w życiu przeszłam to już niczego się nie boje
-Fajne podejście do życia
-Widzisz
-Opowiedz mi coś o sobie??
-Moje życie nie jest ciekawe. Wychowałam się w domu dziecka, co noc byłam gwałcona, mam siostrę o której nic nie wiedziała. Całe moje życie
-Ale na pewno czym się interesujesz??
-Malowanie
-A  widzisz
-Teraz Ty mi coś opowiedz o sobie
-Miałem siostrę. Popełniłam samobójstwo. Tak samo jak Ty wychowaliśmy się w domu dziecka. Bardzo mi ją przypominasz
-Przykro mi
-Taa...Wiesz co masz bardzo ładne ciało. Nie myślałaś o karierze modelki
-NIE-krzyknęłam
-Nie krzycz. Jeżeli Cię uraziłem to przepraszam
-Nie to ja przepraszam. Nie powinnam tak nerwowo reagować, ale nienawidzę swojego ciała
-Dlaczego??
-Mam blizny po cięciach na brzuchu, rękach, nogach. Cięłam się zawsze po tym jak on wychodził
-Przykro mi
-Taa...
-Nie powinnaś tego robić. Moja siostra właśnie w ten sposób się zabiła. Też się cięłam. Raz za mocno przejechała żyletką i umarła. Każdy myślał, że popełniła samobójstwo, ale ja nie dawno znalazłem list, w którym było napisane, że mimo wszystko, nigdy by się nie zabiła. Czemu to robiłaś??
-Czułam się gorsza, brudna, beznadziejna. To jedyne co mi dawało ukojenie
-Mimo wszystko przestań to robić. Nie chcę Cię stracić tak jak straciłem siostrę




Hej :)
Przepraszam, że taki krótki i beznadziejny, ale zupełnie nie miałam na niego pomysłu
Przepraszam. Mam nadzieję, że mi to wybaczycie
Ale mimo to mam nadzieję, że wam się podoba. Kogo ja oszukuję
Kocham was <3

niedziela, 17 maja 2015

Rozdział 1

Siedziałam w swoim pokoju. Sluchałam muzyki i rysowałam. Nagle ktoś wyszedł do pokoju. Spojrzałam w stronę drzwi.
-Pezza-przytuliłam się do niej. Znam Perrie odkąd tu trafiłam. Jest ode mnie o 3 lata starsza. Zaopiekowała się mną. -A Ty znowu zmieniłaś kolor włosów.-Pezza jest naturalną  blondynką, ale lubi bawić się farbami.
-No. Jak Ci się podoba??
-Ślicznie Ci w fioletowym
-Wiem
-Twoja skromność mnie powala
-To też wiem
-Idziemy gdzieś??
-To gdzieś czyli gdzie
-Nie wiem. Byle daleko stąd
-Jesteś pewna?? Wiesz o co mi chodzi. Nie chcę żebyś przeze mnie miała karę.-tylko ona wiedziła prawdę. Wiedziała co Pan Booth robi. Dlaczego ja muszę tak cierpieć. Łzy spływały po moich policzkach
-Przepraszam. Nie chciałam-Perrie przytuliłam mnie
-Nic się nie stało. To co na zakupy??
-Tak, Pogadam z nią
-Okay-wzięłam telefon i założyłam trampki. Byłam ubrana w spodenki do kolon i bluzkę na ramiączka. Na to cienki sweterek. Było lato. Nawet gdyby chciała założyć krótsze spodenki to nie mogłabym, ze względu na moje blizny po cięciach. Tak tnę się, zawsze po tym jak on wychodzi zadowolony a ja płaczę. Dobrze, że w Anglii lato nie jest strasznie upalne. Wyszłyśmy z pokoju.
-Happy Mix-mała Emma przytuliła się do Perrie. 
-Hej Emma
-Gdzie idziecie??-spytała mała
-Eee...Idę odprowadzić Perrie na autobus, bo jedzie do koleżanki
-Aaa..To papa
-Papa
-Nieźle, żeś wymyśliła z tym wyjazdem 
-Wiem mądra jestem-zaczęłyśmy się śmiać. Zapukałyśmy do pokoju pani Maberly.
-Proszę-powiedziała
-Cześć ciociu-Perrie ma dobrze, Ma chociaż ciocię. A ja nie mam nikogo.
-O witaj Perrie-uściskała ją-Co Cię do nas sprowadza
-Przyszłam odwiedzić Ro
-I pewnie chcecie gdzieś iść
-No przydało by się
-Niech będzie. Tylko Rose ma wrócić przed 20
-Dobrze. Dziękujemy-Perrie uściskała swoją ciocię. Wyszłyśmy z tego piekła
-Boże jak ja Ci zazdroszczę
-Czego??-Perrie spytała z dziwieniem
-Tego, że jesteś już pełnoletnia i nie musisz mieszkać w tym piekle
-Jeszcze dwa lata. Minie tak szybko, że nawet nie zauważysz
-Aha, Już to widzę
-Oj nie narzekaj i uśmiechnij się. Z taką miną nie wyrwiesz chłopaka
-A Ty tylko o jednym
-No co??
Poszłyśmy do centrum handlowego. Łaziłyśmy po sklepach dwie godziny w efekcie nic nie kupiłyśmy. 
-Zgłodniałam. Idziemy do McDonald'a-zakomunikowała Perrie
-Okay
-Zanim przyszłam do Ciebie słyszałam jak ciocia rozmawia z kimś przez telefon i że chcą Cię adoptować
-Musiałaś się przesłyszeć
-A znasz jakąś inna Rose Horan 
-No nie
-Właśnie
-Myślisz, że ktoś chciałby mnie adoptować
-Myślę, że tak. Masz swój charakterek, jesteś uparta jak osioł, ale gdzieś tam w środku jesteś słodziutką małą dziewczynką, której jeszcze nikt nie pomógł się wydostać
-Serio??
-Tak-uśmiechnęłam się-Co jesz??
-Nie wiem. Coś bez mięsa. Więc sałatkę
-Na pewno??
-Tak
-Okay-Perrie zamówiła jedzenie. Po pół godzinie zjadłyśmy wszystko-Może do kina-zaproponowała moja towarzyszka
-Ale jest już 19
-Zwalisz na mnie
-Dobra-udałyśmy się w kierunku kina. Kupiłyśmy bilety na film. Perrie musiała jeszcze kupić popcorn. Ile ona je. Ludzie.
-Chcesz??-wyciągnęła w moją stronę swój popcorn
-Nie dzięki
-Nie to nie. Więcej dla mnie-Film skończył się o 21:15
-Cholera
-Co jest??-spytałam
-Muszę być w domu za piętnaście minut
-To leć sama pójdę do tego piekła
-Przecież stąd jest półtorej godziny drogi
-Nie bój się. Trafię.
-Na pewno??
-Tak
-Zadzwoń jak będziesz na miejscu
-Obiecuję
-Papa
-Pa
Perrie poleciała do swojego mieszkania, Po prostu wariatka. Zaczęłam iść powoli w stroną miesca swojego zamieszkania, bo domem tego nazwać nie można. I tak już byłam spóźniona. Nie dość, że pani Maberly na mnie nakrzyczy to jeszcze pan Booth przyjdzie, żeby mnie zgwałcić. Nie był by sobą, gdyby tego nie zrobił. Dobra mieszkam to od dziecka,  ale chyba się zgubiłam. 
-Hej mała może się trochę pobawimy-powiedział jakiś facet, Było ich pięciu.
-Sorry, ale nie skorzystam
-Dlaczego?? Będzie nam smutno-nic nie odpowiedziałam, tylko szłam dalej. Oni za mną. Przyspieszyłam. Oni również. W końcu zaczęłam biec. Oni też. Dogonili mnie. Jeden z nich złapał mnie za ramię.
-Chciałaś nam uciec??
-Pomocy-krzyczałam. 
-Nie masz co krzyczeć, O tej porze nikt tedy nie przechodzi
-Puszczaj mnie
-Nie mam zamiaru-zaciągnęli mnie do jakiś ślepej uliczki
-Jak będziesz grzeczna to duża krzywda Ci się nie stanie. A teraz na kolana
-Możesz pomarzyć
-A jednak jesteś niegrzeczna-rzucił mną. Na ziemi były kawałki rozbitej butelki. Przy upadku wbiły mi się w ramię. 
-Wstawaj-złapał mnie za włosy i pociągnął do góry
-Pomocy-krzyknęłam nawet nie wiem po co. Może ktoś też zabłądził i mi pomoże. Choć szanse są małe
-Pięciu na jedną dziewczynę. Trochę nie fair-powiedział jakiś wysoki chłopak. Dzięki Bogu, Moje modlitwy zostały wysłuchane,-Zostawcie ją
-A Ty to kto??
-A to jest zagadka. Zostawicie ją w spokoju i sobie już pójdziecie, czy może wam pomóc
-Słuchaj koleś. Spadaj stąd jak nie chcesz żeby Ci się stała krzywda
-Myślisz, że jesteś straszny
-Dobra sam tego chciałeś-znowu mną rzucił. Tym razem kawałki szkła będące w moim ręku wbiły się jeszcze bardziej. Obok tego chłopaka stanęło jeszcze dwóch. Wszyscy zaczęli się bić. Po paru minutach tych pięciu co mnie to zaciągnęło leżeli na ziemi. 
-Pomogę Ci wstać-wyciągnął rękę w moją stronę. Złapałam ją a on pomógł mi wstać,
-Liam trzeba zabrać ją do szpitala.
-Wiem. Jestem Liam
-Rose
-Miło Cię poznać Rose. A teraz jedziemy do szpitala
-Nie jadę do żadnego szpitala
-To chociaż daj się odwieść do domu
-Posłuchaj Liam. Dziękuję za uratowanie mnie, choć nie musiałeś. A teraz pozwól, że pójdę tam gdzie szłam 
-A gdzie szłaś??
-A po co Ci to do wiadomości??
-Chciałbym Cię odprowadzić, żeby nikt Ci już nie zrobił krzywdy
-Wiesz Liam jeżeli uratuję się komuś życie jest się za nie odpowiedzialne już do końca
-Zayn zamknij się. A teraz na poważnie odprowadzę Cię
-Naprawdę poradzę sobie
-Proszę. Krew leci Ci z ręki. Nie dasz rady iść sama 
-Dam radę
-Dlaczego nie chcesz dać sobie pomóc??
-Bo przez 11 lat nikt nie był w stanie mi pomóc. Więc dlaczego teraz ktoś chce mi pomóc??
-Bo przez 11 lat nie znałaś mnie
-Wybacz, ale mi do śmiechu nie jest
-Przepraszam
-Daj spokój. Miło było Cię poznać.-wyminęłam go i ruszyłam dalej. Wyjęłam telefon z kieszeni. Rozładowany, Świetnie. Z każdym krokiem robiło mi się coraz słabiej. Zakręciło mi się w głowie. Zatrzymałam się. Rozmazywał mi się widok przed oczami aż poczułam ból z tyłu głowy i widziałam tylko ciemność.
*Oczami Liam'a*
Powinienem nie odpuszczać, albo iść za nią. 
-Chodźcie może jeszcze ją dogonimy-powiedział Louis
-Dobry pomysł-powiedziałem i poszedłem jako pierwszy. Daleko nie musiałem iść, bo zobaczyłem ją jak leży nieprzytomna na ziemi. Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do samochodu, Ruszyłem z piskiem opon. Po paru minutach byłem pod szpitale. Wyjąłem ją i zaniosłem do środka. Na korytarzu spotkałem lekarza, który kazał mi zaprowadzić ją do sali i położyć na łóżku.
-Zawsze to ona przyjeżdżała z dziećmi z domu dziecka a teraz sama jest pacjentką
-Znają ją państwo??
-Tak. To jest Rose Horan. Siostro proszę zadzwonić do pani Maberly. A pana proszę, żeby poczekał pan na korytarzu
-Dobrze-wyszedłem na korytarz. Do szpitala weszli Zayn z Lou
-I co??
-Lekarz kazał mi wyjść z sali
-A miała przy sobie jakieś dokumenty??
-Nie, ale ją znają, bo przychodzi z dziećmi z domu dziecka
-Miła-strasznie się denerwowałem. Polubiłem ją. Ma charakterek
-Pan Liam-zwróciła się do mnie pielęgniarka
-Tak to ja
-Panienka Rose chce się z Panem widzieć
-Ze mną??
-Tak
-Dobrze-powiedziałem i poszedłem za pielęgniarką. Wszedłem do sali.
-Jak się czujesz??-spytałem
-Po co mnie tu przywiozłeś??
-Zemdlałaś
-To bym się obudziła
-Jesteś strasznie uparta
-Wiem
-Słyszałem, że pomagasz dzieciom z domu dziecka
-Skąd to wiesz??
-Lekarz mi powiedział
-Fajnie wiedzieć-do sali wleciała jakąś dziewczyna z fioletowymi włosami.
-Skarbie. Przeprasza. Jaka ja głupia była, że Ci samą puściłam. Gdybym poszła z Tobą to...
-To byśmy leżały tu obie-Rose przerwała jej
-Ale...
-Nic się nie stało. Jestem poobijana i mam parę szwów. Nic po za tym. Nie zgwałcili mnie
-To Ty ją uratowałeś??-spytała mnie
-Tak-uściskała mnie
-Dziękuję Ci. Gdyby coś się jej stało nie darowałabym sobie
-Rose-do sali weszła jakaś starsza pani z facetem koło trzydziestki
-Ciociu to wszystko moja winna. Ro nie chciała iść jeszcze do kina, ale ja ją namówiłam. Nie bądź na nią zła
-Perrie to co zrobiłaś było bardzo nieodpowiedzialne. To Ty jesteś starsza i Ty powinnaś być mądrzejsza. A no to wychodzi, że jest na odwrót. A na dodatek nie wywiązałaś się z umowy. Pozwoliłam wam wyjść pod warunkiem, że Rose wróci przed dwudziestą
-Wiem. Przepraszam
-Nie przerywaj mi. Mogę wiedzieć dlaczego Rose wracała sama
-Musiałam szybko być w domu
-Dlaczego??
-Po prostu musiałam
-Perrie Louise Edwards zabraniam Ci się spotykania z Rose
-Co??!!-Rose ze swoją koleżanką krzyknęły
-To co słyszałyście-dziewczyna wybiegła z płaczem, a po policzkach Rose zaczęły spływać łzy
-Liam pomóż mi wstać
-Ale nie wiem czy możesz
-Chcesz mi pomóc czy nie
-Chce
-To pomóż mi wstać
-Okay-pomogłem jej
-Rose gdzie Ty idziesz??-spytała ją starsza pani
-Do Perrie. Nikt ani nic nie stanie nam na przeszkodzie to widywania się. Nie jesteście moim prawnymi opiekunami i nie możecie mi niczego zabronić
-Nigdzie nie idziesz-ten facet złapał ją za łokieć
-Niech. Mnie. Pan. Puści.
-Nie będziesz mi mówiła co mam obić
-Ah tak. Mogę zacząć krzyczeć i ochrona pana stąd zabierze a przy okazji mogę powiedzieć coś więcej. Jestem w szpitalu, nie będzie dużego problemu do udowodnienia tego-ten facet od razu ją puścił-Słuszny wybór-Rose wyszła z sali-Widzieliście dziewczynę. Fioletowe włosy. Gdzieś mojego wzrostu
-Płakała i wybiegła z twojej sali??-spytał Lou
-Tak
-Wybiegła na dwór-odpowiedział jej Zayn
-Dzięki. Liam zaczekaj tu
-Ale
-Nie dyskutuj ze mną
-No dobra
*Oczami Rose*
Wyszłam na zewnątrz. Perrie siedziała na ziemi, paliła i płakała. Usiadłam obok niej
-Czemu wstałaś??-spytała nawet na mnie nie patrząc
-Bo nie mogłam pozwolić, żebyś odeszła-zabrałam jej papierosa po czym zaciągnęłam się
-Już się nie możemy spotykać
-Możemy
-Przecież ciotka zabroniła nam.
-Nikt nam tego nie może zabronić. A po za tym Ty już jesteś pełnoletnia a oni nie są moim prawnymi opiekunami, więc niczego nie mogą nam zabronić
-Ale nie pozwolą Ci wyjść, ani my wejść
-Coś się wymyśli
-Rose czy Ty nie rozumiesz, że to się nie uda
-Co się stało z tą szaloną, zakręconą dziewczyną, którą znam??
-Nie wiem. Może umarła
-Perrie możesz mi powiedzieć co się stało?? Czemu jesteś tak oschła dla mnie??
-Bo to wszystko moja wina
-Jak winna?? Przestań obwiniać się o wszystkie problemy świata
-Rose ja nie potrafię??
-Czego znowu??
-Być taką optymistką jak Ty
-To nie jest takie trudne
-Łatwo Ci powiedzieć. W wieku pięciu lat widziałaś jak zabijają Ci rodziców. Przez jedenaście lat mieszkasz w domu dziecka i co noc jesteś gwałcona, a mimo to zawsze się uśmiechasz
-Ty też zawsze się uśmiechasz
-Ciekawe kiedy
-Zawsze
-Tak. Tak
-No tak. Tak-uśmiechnęła sie-No widzisz uśmiechasz się
-Myślisz, że nam się uda
-Myślę, że tak-przytuliłam ją
-Lekarz chcę, żebyś wróciła do sali-powiedział Liam. Spojrzałam na niego i zaciągnęłam się. Uśmiechnął się-Palenie zabija
-Super-odpowiedziałam mu
-Jesteś uparta
-Już to słyszałam-znowu się uśmiechną-Czy Ciebie śmieszy każde moje słowo
-Najwidoczniej tak.
-Panienko Rose, proszę wrócić do sali-powiedziała pielęgniarka
-Dobra już idę-oddałam Perrie papierosa i wstała. Poszłam do sali. Lekarz rozmawiał z Panią Maberly
-Już jesteś
-Jak widać. Doktorze kiedy będę mogła wyjść
-Myślę, że za chwilę. Twoje wyniki są w porządku. Nie masz większych obrażeń
-Cieszę się
-Tylko przyjdź za pięć dni na zdjęcie szwów
-Już ja dopilnuję, żeby się zjawiła
-Dobrze czy już mogę sobie iść
-Tak
-Czekam przed szpitalem-oznajmiłam i wyszłam. Przed szpitalem Perrie rozmawiała z Liam'em i jego kolegami
-I co??
-Idę tam gdzie miałam dojść ale nie doszłam, bo ktoś zażyczył sobie, że przywiezie mnie do szpitala
-Już Ci powiedziałem, że zemdlałaś
-Ja też Ci już powiedziałam, że prędzej czy później bym się obudziła
-Przepraszam. Ty jesteś Rose Horan-spytała mnie jakaś dziewczynka na oko 11 lub 12 lat
-Tak to ja
-Miło Ci poznać. Jestem Olivia. Cieszę się, że w końcu Cię znalazłam-przytuliłam mnie
-Nie rozumiem
-Jestem twoją siostrą


PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM
PRZEPRASZAM I JESZCZE RAZ 
PRZEPRASZAM
Wiem, że obiecałam, że dodam tydzień temu, ale
to problem z internetem, klasówki, kartkówki, jak by nie patrzeć
koniec roku się zbliża.
I tak cudem udało mi się dodać te rozdział.
Nie obiecuję kiedy teraz dodam jakikolwiek rozdział
Jest mi strasznie głupio, że was zawiodłam
Mam nadzieję, że mi wybaczycie.
A co do rozdziału,
mam nadzieję, że wam się podoba. 
Proszę komentujcie
Dla mnie to ważne
Więc proszę.
Mówiłam wam, że was
KOCHAM 

poniedziałek, 16 lutego 2015

Prolog

Siedziałam tam gdzie to wszystko się zaczęło. Miałam 5 lat gdy zginęli moi rodzice. Znaczy myślałam, że rodzice. Po dwudziestu latach wróciłam do domu. Pamiętam jakby to było wczoraj. Siedziałam cała we krwi mamy i taty. Płakałam. Gdy przyjechała policja przestraszyłam się i uciekłam. Szukali mnie tydzień. Gdy w końcu mnie znaleźli zabrali do szpitala. Byłam odwodniona, głodna i zmarznięta. Tam również spędziłam tydzień. Potem pojechałam do domu dziecka. Jak to jest zobaczyć śmierć dwóch najbliższych osób na świecie w wieku 5 lat. Okropnie. Uwierzcie mi. W domu dziecka spędziłam 11 lat. Przez ten cały czas noc w noc byłam gwałcona przez jednego z wychowawców. Z wiekiem rozumiałam co on robi. W wieku 10 lat zaczęłam się ciąć. Na rękach, nogach i brzuchu. Byłam parę razy adoptowana, ale szybko wracałam. Zawsze był jakiś powód, żeby mnie odesłać z powrotem. 
W końcu ktoś mnie adoptował. Ale tym razem już na stałe.