niedziela, 17 maja 2015

Rozdział 1

Siedziałam w swoim pokoju. Sluchałam muzyki i rysowałam. Nagle ktoś wyszedł do pokoju. Spojrzałam w stronę drzwi.
-Pezza-przytuliłam się do niej. Znam Perrie odkąd tu trafiłam. Jest ode mnie o 3 lata starsza. Zaopiekowała się mną. -A Ty znowu zmieniłaś kolor włosów.-Pezza jest naturalną  blondynką, ale lubi bawić się farbami.
-No. Jak Ci się podoba??
-Ślicznie Ci w fioletowym
-Wiem
-Twoja skromność mnie powala
-To też wiem
-Idziemy gdzieś??
-To gdzieś czyli gdzie
-Nie wiem. Byle daleko stąd
-Jesteś pewna?? Wiesz o co mi chodzi. Nie chcę żebyś przeze mnie miała karę.-tylko ona wiedziła prawdę. Wiedziała co Pan Booth robi. Dlaczego ja muszę tak cierpieć. Łzy spływały po moich policzkach
-Przepraszam. Nie chciałam-Perrie przytuliłam mnie
-Nic się nie stało. To co na zakupy??
-Tak, Pogadam z nią
-Okay-wzięłam telefon i założyłam trampki. Byłam ubrana w spodenki do kolon i bluzkę na ramiączka. Na to cienki sweterek. Było lato. Nawet gdyby chciała założyć krótsze spodenki to nie mogłabym, ze względu na moje blizny po cięciach. Tak tnę się, zawsze po tym jak on wychodzi zadowolony a ja płaczę. Dobrze, że w Anglii lato nie jest strasznie upalne. Wyszłyśmy z pokoju.
-Happy Mix-mała Emma przytuliła się do Perrie. 
-Hej Emma
-Gdzie idziecie??-spytała mała
-Eee...Idę odprowadzić Perrie na autobus, bo jedzie do koleżanki
-Aaa..To papa
-Papa
-Nieźle, żeś wymyśliła z tym wyjazdem 
-Wiem mądra jestem-zaczęłyśmy się śmiać. Zapukałyśmy do pokoju pani Maberly.
-Proszę-powiedziała
-Cześć ciociu-Perrie ma dobrze, Ma chociaż ciocię. A ja nie mam nikogo.
-O witaj Perrie-uściskała ją-Co Cię do nas sprowadza
-Przyszłam odwiedzić Ro
-I pewnie chcecie gdzieś iść
-No przydało by się
-Niech będzie. Tylko Rose ma wrócić przed 20
-Dobrze. Dziękujemy-Perrie uściskała swoją ciocię. Wyszłyśmy z tego piekła
-Boże jak ja Ci zazdroszczę
-Czego??-Perrie spytała z dziwieniem
-Tego, że jesteś już pełnoletnia i nie musisz mieszkać w tym piekle
-Jeszcze dwa lata. Minie tak szybko, że nawet nie zauważysz
-Aha, Już to widzę
-Oj nie narzekaj i uśmiechnij się. Z taką miną nie wyrwiesz chłopaka
-A Ty tylko o jednym
-No co??
Poszłyśmy do centrum handlowego. Łaziłyśmy po sklepach dwie godziny w efekcie nic nie kupiłyśmy. 
-Zgłodniałam. Idziemy do McDonald'a-zakomunikowała Perrie
-Okay
-Zanim przyszłam do Ciebie słyszałam jak ciocia rozmawia z kimś przez telefon i że chcą Cię adoptować
-Musiałaś się przesłyszeć
-A znasz jakąś inna Rose Horan 
-No nie
-Właśnie
-Myślisz, że ktoś chciałby mnie adoptować
-Myślę, że tak. Masz swój charakterek, jesteś uparta jak osioł, ale gdzieś tam w środku jesteś słodziutką małą dziewczynką, której jeszcze nikt nie pomógł się wydostać
-Serio??
-Tak-uśmiechnęłam się-Co jesz??
-Nie wiem. Coś bez mięsa. Więc sałatkę
-Na pewno??
-Tak
-Okay-Perrie zamówiła jedzenie. Po pół godzinie zjadłyśmy wszystko-Może do kina-zaproponowała moja towarzyszka
-Ale jest już 19
-Zwalisz na mnie
-Dobra-udałyśmy się w kierunku kina. Kupiłyśmy bilety na film. Perrie musiała jeszcze kupić popcorn. Ile ona je. Ludzie.
-Chcesz??-wyciągnęła w moją stronę swój popcorn
-Nie dzięki
-Nie to nie. Więcej dla mnie-Film skończył się o 21:15
-Cholera
-Co jest??-spytałam
-Muszę być w domu za piętnaście minut
-To leć sama pójdę do tego piekła
-Przecież stąd jest półtorej godziny drogi
-Nie bój się. Trafię.
-Na pewno??
-Tak
-Zadzwoń jak będziesz na miejscu
-Obiecuję
-Papa
-Pa
Perrie poleciała do swojego mieszkania, Po prostu wariatka. Zaczęłam iść powoli w stroną miesca swojego zamieszkania, bo domem tego nazwać nie można. I tak już byłam spóźniona. Nie dość, że pani Maberly na mnie nakrzyczy to jeszcze pan Booth przyjdzie, żeby mnie zgwałcić. Nie był by sobą, gdyby tego nie zrobił. Dobra mieszkam to od dziecka,  ale chyba się zgubiłam. 
-Hej mała może się trochę pobawimy-powiedział jakiś facet, Było ich pięciu.
-Sorry, ale nie skorzystam
-Dlaczego?? Będzie nam smutno-nic nie odpowiedziałam, tylko szłam dalej. Oni za mną. Przyspieszyłam. Oni również. W końcu zaczęłam biec. Oni też. Dogonili mnie. Jeden z nich złapał mnie za ramię.
-Chciałaś nam uciec??
-Pomocy-krzyczałam. 
-Nie masz co krzyczeć, O tej porze nikt tedy nie przechodzi
-Puszczaj mnie
-Nie mam zamiaru-zaciągnęli mnie do jakiś ślepej uliczki
-Jak będziesz grzeczna to duża krzywda Ci się nie stanie. A teraz na kolana
-Możesz pomarzyć
-A jednak jesteś niegrzeczna-rzucił mną. Na ziemi były kawałki rozbitej butelki. Przy upadku wbiły mi się w ramię. 
-Wstawaj-złapał mnie za włosy i pociągnął do góry
-Pomocy-krzyknęłam nawet nie wiem po co. Może ktoś też zabłądził i mi pomoże. Choć szanse są małe
-Pięciu na jedną dziewczynę. Trochę nie fair-powiedział jakiś wysoki chłopak. Dzięki Bogu, Moje modlitwy zostały wysłuchane,-Zostawcie ją
-A Ty to kto??
-A to jest zagadka. Zostawicie ją w spokoju i sobie już pójdziecie, czy może wam pomóc
-Słuchaj koleś. Spadaj stąd jak nie chcesz żeby Ci się stała krzywda
-Myślisz, że jesteś straszny
-Dobra sam tego chciałeś-znowu mną rzucił. Tym razem kawałki szkła będące w moim ręku wbiły się jeszcze bardziej. Obok tego chłopaka stanęło jeszcze dwóch. Wszyscy zaczęli się bić. Po paru minutach tych pięciu co mnie to zaciągnęło leżeli na ziemi. 
-Pomogę Ci wstać-wyciągnął rękę w moją stronę. Złapałam ją a on pomógł mi wstać,
-Liam trzeba zabrać ją do szpitala.
-Wiem. Jestem Liam
-Rose
-Miło Cię poznać Rose. A teraz jedziemy do szpitala
-Nie jadę do żadnego szpitala
-To chociaż daj się odwieść do domu
-Posłuchaj Liam. Dziękuję za uratowanie mnie, choć nie musiałeś. A teraz pozwól, że pójdę tam gdzie szłam 
-A gdzie szłaś??
-A po co Ci to do wiadomości??
-Chciałbym Cię odprowadzić, żeby nikt Ci już nie zrobił krzywdy
-Wiesz Liam jeżeli uratuję się komuś życie jest się za nie odpowiedzialne już do końca
-Zayn zamknij się. A teraz na poważnie odprowadzę Cię
-Naprawdę poradzę sobie
-Proszę. Krew leci Ci z ręki. Nie dasz rady iść sama 
-Dam radę
-Dlaczego nie chcesz dać sobie pomóc??
-Bo przez 11 lat nikt nie był w stanie mi pomóc. Więc dlaczego teraz ktoś chce mi pomóc??
-Bo przez 11 lat nie znałaś mnie
-Wybacz, ale mi do śmiechu nie jest
-Przepraszam
-Daj spokój. Miło było Cię poznać.-wyminęłam go i ruszyłam dalej. Wyjęłam telefon z kieszeni. Rozładowany, Świetnie. Z każdym krokiem robiło mi się coraz słabiej. Zakręciło mi się w głowie. Zatrzymałam się. Rozmazywał mi się widok przed oczami aż poczułam ból z tyłu głowy i widziałam tylko ciemność.
*Oczami Liam'a*
Powinienem nie odpuszczać, albo iść za nią. 
-Chodźcie może jeszcze ją dogonimy-powiedział Louis
-Dobry pomysł-powiedziałem i poszedłem jako pierwszy. Daleko nie musiałem iść, bo zobaczyłem ją jak leży nieprzytomna na ziemi. Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do samochodu, Ruszyłem z piskiem opon. Po paru minutach byłem pod szpitale. Wyjąłem ją i zaniosłem do środka. Na korytarzu spotkałem lekarza, który kazał mi zaprowadzić ją do sali i położyć na łóżku.
-Zawsze to ona przyjeżdżała z dziećmi z domu dziecka a teraz sama jest pacjentką
-Znają ją państwo??
-Tak. To jest Rose Horan. Siostro proszę zadzwonić do pani Maberly. A pana proszę, żeby poczekał pan na korytarzu
-Dobrze-wyszedłem na korytarz. Do szpitala weszli Zayn z Lou
-I co??
-Lekarz kazał mi wyjść z sali
-A miała przy sobie jakieś dokumenty??
-Nie, ale ją znają, bo przychodzi z dziećmi z domu dziecka
-Miła-strasznie się denerwowałem. Polubiłem ją. Ma charakterek
-Pan Liam-zwróciła się do mnie pielęgniarka
-Tak to ja
-Panienka Rose chce się z Panem widzieć
-Ze mną??
-Tak
-Dobrze-powiedziałem i poszedłem za pielęgniarką. Wszedłem do sali.
-Jak się czujesz??-spytałem
-Po co mnie tu przywiozłeś??
-Zemdlałaś
-To bym się obudziła
-Jesteś strasznie uparta
-Wiem
-Słyszałem, że pomagasz dzieciom z domu dziecka
-Skąd to wiesz??
-Lekarz mi powiedział
-Fajnie wiedzieć-do sali wleciała jakąś dziewczyna z fioletowymi włosami.
-Skarbie. Przeprasza. Jaka ja głupia była, że Ci samą puściłam. Gdybym poszła z Tobą to...
-To byśmy leżały tu obie-Rose przerwała jej
-Ale...
-Nic się nie stało. Jestem poobijana i mam parę szwów. Nic po za tym. Nie zgwałcili mnie
-To Ty ją uratowałeś??-spytała mnie
-Tak-uściskała mnie
-Dziękuję Ci. Gdyby coś się jej stało nie darowałabym sobie
-Rose-do sali weszła jakaś starsza pani z facetem koło trzydziestki
-Ciociu to wszystko moja winna. Ro nie chciała iść jeszcze do kina, ale ja ją namówiłam. Nie bądź na nią zła
-Perrie to co zrobiłaś było bardzo nieodpowiedzialne. To Ty jesteś starsza i Ty powinnaś być mądrzejsza. A no to wychodzi, że jest na odwrót. A na dodatek nie wywiązałaś się z umowy. Pozwoliłam wam wyjść pod warunkiem, że Rose wróci przed dwudziestą
-Wiem. Przepraszam
-Nie przerywaj mi. Mogę wiedzieć dlaczego Rose wracała sama
-Musiałam szybko być w domu
-Dlaczego??
-Po prostu musiałam
-Perrie Louise Edwards zabraniam Ci się spotykania z Rose
-Co??!!-Rose ze swoją koleżanką krzyknęły
-To co słyszałyście-dziewczyna wybiegła z płaczem, a po policzkach Rose zaczęły spływać łzy
-Liam pomóż mi wstać
-Ale nie wiem czy możesz
-Chcesz mi pomóc czy nie
-Chce
-To pomóż mi wstać
-Okay-pomogłem jej
-Rose gdzie Ty idziesz??-spytała ją starsza pani
-Do Perrie. Nikt ani nic nie stanie nam na przeszkodzie to widywania się. Nie jesteście moim prawnymi opiekunami i nie możecie mi niczego zabronić
-Nigdzie nie idziesz-ten facet złapał ją za łokieć
-Niech. Mnie. Pan. Puści.
-Nie będziesz mi mówiła co mam obić
-Ah tak. Mogę zacząć krzyczeć i ochrona pana stąd zabierze a przy okazji mogę powiedzieć coś więcej. Jestem w szpitalu, nie będzie dużego problemu do udowodnienia tego-ten facet od razu ją puścił-Słuszny wybór-Rose wyszła z sali-Widzieliście dziewczynę. Fioletowe włosy. Gdzieś mojego wzrostu
-Płakała i wybiegła z twojej sali??-spytał Lou
-Tak
-Wybiegła na dwór-odpowiedział jej Zayn
-Dzięki. Liam zaczekaj tu
-Ale
-Nie dyskutuj ze mną
-No dobra
*Oczami Rose*
Wyszłam na zewnątrz. Perrie siedziała na ziemi, paliła i płakała. Usiadłam obok niej
-Czemu wstałaś??-spytała nawet na mnie nie patrząc
-Bo nie mogłam pozwolić, żebyś odeszła-zabrałam jej papierosa po czym zaciągnęłam się
-Już się nie możemy spotykać
-Możemy
-Przecież ciotka zabroniła nam.
-Nikt nam tego nie może zabronić. A po za tym Ty już jesteś pełnoletnia a oni nie są moim prawnymi opiekunami, więc niczego nie mogą nam zabronić
-Ale nie pozwolą Ci wyjść, ani my wejść
-Coś się wymyśli
-Rose czy Ty nie rozumiesz, że to się nie uda
-Co się stało z tą szaloną, zakręconą dziewczyną, którą znam??
-Nie wiem. Może umarła
-Perrie możesz mi powiedzieć co się stało?? Czemu jesteś tak oschła dla mnie??
-Bo to wszystko moja wina
-Jak winna?? Przestań obwiniać się o wszystkie problemy świata
-Rose ja nie potrafię??
-Czego znowu??
-Być taką optymistką jak Ty
-To nie jest takie trudne
-Łatwo Ci powiedzieć. W wieku pięciu lat widziałaś jak zabijają Ci rodziców. Przez jedenaście lat mieszkasz w domu dziecka i co noc jesteś gwałcona, a mimo to zawsze się uśmiechasz
-Ty też zawsze się uśmiechasz
-Ciekawe kiedy
-Zawsze
-Tak. Tak
-No tak. Tak-uśmiechnęła sie-No widzisz uśmiechasz się
-Myślisz, że nam się uda
-Myślę, że tak-przytuliłam ją
-Lekarz chcę, żebyś wróciła do sali-powiedział Liam. Spojrzałam na niego i zaciągnęłam się. Uśmiechnął się-Palenie zabija
-Super-odpowiedziałam mu
-Jesteś uparta
-Już to słyszałam-znowu się uśmiechną-Czy Ciebie śmieszy każde moje słowo
-Najwidoczniej tak.
-Panienko Rose, proszę wrócić do sali-powiedziała pielęgniarka
-Dobra już idę-oddałam Perrie papierosa i wstała. Poszłam do sali. Lekarz rozmawiał z Panią Maberly
-Już jesteś
-Jak widać. Doktorze kiedy będę mogła wyjść
-Myślę, że za chwilę. Twoje wyniki są w porządku. Nie masz większych obrażeń
-Cieszę się
-Tylko przyjdź za pięć dni na zdjęcie szwów
-Już ja dopilnuję, żeby się zjawiła
-Dobrze czy już mogę sobie iść
-Tak
-Czekam przed szpitalem-oznajmiłam i wyszłam. Przed szpitalem Perrie rozmawiała z Liam'em i jego kolegami
-I co??
-Idę tam gdzie miałam dojść ale nie doszłam, bo ktoś zażyczył sobie, że przywiezie mnie do szpitala
-Już Ci powiedziałem, że zemdlałaś
-Ja też Ci już powiedziałam, że prędzej czy później bym się obudziła
-Przepraszam. Ty jesteś Rose Horan-spytała mnie jakaś dziewczynka na oko 11 lub 12 lat
-Tak to ja
-Miło Ci poznać. Jestem Olivia. Cieszę się, że w końcu Cię znalazłam-przytuliłam mnie
-Nie rozumiem
-Jestem twoją siostrą


PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM
PRZEPRASZAM I JESZCZE RAZ 
PRZEPRASZAM
Wiem, że obiecałam, że dodam tydzień temu, ale
to problem z internetem, klasówki, kartkówki, jak by nie patrzeć
koniec roku się zbliża.
I tak cudem udało mi się dodać te rozdział.
Nie obiecuję kiedy teraz dodam jakikolwiek rozdział
Jest mi strasznie głupio, że was zawiodłam
Mam nadzieję, że mi wybaczycie.
A co do rozdziału,
mam nadzieję, że wam się podoba. 
Proszę komentujcie
Dla mnie to ważne
Więc proszę.
Mówiłam wam, że was
KOCHAM